W poszukiwaniu nawilżającego szamponu Tołpy, o którym wcześniej pisałam, natknęłam się w Rossmanie na inne ich kosmetyki i skusiłam się na:
- odżywczy szampon regenerujący
- odżywczy krem-kokon do rąk czarna róża
- rewitalizujący krem uelastyczniający biały hibiskus na dzień 30+
Dodatkowo korzystając z promocji w Sephora -20% na cały asortyment, kupiłam produkt Pat&Rub. Od dawna chciałam przetestować jakiś kosmetyk tej firmy, widziałam na innych blogach wiele pochlebnych opinii o nich i w końcu kupiłam - pomarańczowy piling do ust.
Moje odczucia po około tygodniu stosowania tych kosmetyków.
Szampon spełnia swoje zadanie - dobrze oczyszcza włosy. Po zastosowaniu konieczne jest zastosowanie odżywki lub maski, nie czuje, żeby były one nawilżone (jak po szamponie, o którym wcześniej pisałam). Nie zauważyłam na razie poprawy stanu moich włosów. Całkiem przyjemny szampon, ale bez rewelacji.
Produkty z serii BOTANIC charakteryzują się intensywnym zapachem.
Krem-kokon do rąk czarna róża pachnie zniewalająco. Tworzy na dłoniach warstwę ochronną, która trwa długooo, aż do umycia rąk. Niesamowite, bo dłonie pachną nam całą noc (smaruję wieczorem i rano wciąż pachną). Bardzo ten krem przypadł mi do gustu. Szybko się wchłania i naprawdę nawilża sucha skórę dłoni.
Rewitalizujący krem uelastyczniający na dzień biały hibiskus ma zapach równie intensywny przy aplikacji, jednak po chwili nie wyczuwalny. I dobrze, bo akurat ten zapach mógłby męczyć. Dla mnie jest trochę "babciowy". Aplikacja kremu jest przyjemnością spokojnie można by zrobić nim masaż twarzy. Pozostawia cienką warstwę, nadaje się doskonale pod makijaż. Twarz po zastosowaniu jest wygładzona. Mam wrażenie, że odkąd go stosuję, polepszył się stan mojej cery. Polubiłam go i jestem ciekawa innych produktów z tej serii (kremu na noc i pod oczy) i nie wykluczam ich zakupu w przyszłości ;)
Kuszą mnie jeszcze żele pod prysznic z serii Botanic, muszą pięknie pachnieć i jestem ciekawa czy ciało po umyciu też zachowuje ten zapach na dłużej.
A teraz o pilingu Pat&Rub. Hmmm trochę to taki... bzdet. Ciekawa byłam go, bo nigdy pilingu do ust nie miałam, no więc pilinguje, usta robią się gładkie, ale nie są nawilżone, ja muszę jeszcze użyć pomadki potem, bo nie czuję się komfortowo. Te drobinki cukru są pyszne, zjadłabym go w jeden dzień, gdybym się nie powstrzymywała ;) Drobinki uciekają poza usta, więc trzeba albo się skontrolować w lusterku albo oblizać. Myślę, czy nie lepiej sprawdziłby się na przesuszonych ustach z odstającymi skórkami. Być może sprawdzę to zimą, kiedy usta pierzchną od zimna i wiatru. Na razie to dla mnie zbędny gadżet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz